Strony

poniedziałek, 13 lutego 2012

Kontuzja - Zespół mięśnia piszczelowego - SHIN SPLINTS

Kontuzja poznana niestety bardzo dobrze przez ze mnie i w to w bardzo kiepskim czasie (przygotowania do mojego pierwsze maratonu), ale z drugiej czy jest dobry czas na kontuzje?

Ból pojawił się w lewej nodze, zaraz nad kostką na długości około 1/3 długości nogi, początkowo trochę go zignorowałem, stwierdzając że mam dużo treningów, więc musi to być przemęczenie - zrobiłem tydzień przerwy (ehh żal każdego treningu...!). Po tygodniu próbuje wracać do biegania, przez pierwsze 2-3 km czułem bardzo mały ból, potem już było ok. Niestety po biegu znów czuję ten sam nieprzyjemny ból.

Krótka myśląc stwierdziłem, że za mało czasu zostało do mojego debiutu żeby ryzykować, więc wybiorę się do ortopedy, żeby to sprawdzić. Mam wykupiony pakiet w Medice, więc skorzystałem i szybko umówiłem się na wizytę. Lekarza bardzo zaciekawiła inna noga niż powinna, ponieważ parę lat temu miałem robioną artroskopie i ACL (rekonstrukcja wiązadła krzyżowego, czyli mówiąc prosto wkręcili mi dwie śrubki, żeby się to wszystko trzymało razem). Przy tym powiem, że miałem ACL-a robionego w Otwocku, gdzie zrobione to zostało naprawdę bardzo dobrze i nie mam żadnych problemów z kolanem od tamtego czasu (a wiem że niektórzy po ACL-u mają problemy z pełnym zgięciem kolana). Ale wracając do teraźniejszości i mojej wizyty, mówiąc o moim bólu w lewej nodze, lekarz stwierdził - 'że czasem się tam robi zapalenie żyły, ale tutaj nic nie widać'. Moje pytanie więc brzmiało - "Mogę wrócić do treningów?', odpowiedź (w tamtym czasie mnie ucieszyła) - 'Oczywiście, nie ma przeciwwskazań'.

Szczęśliwy po takiej diagnozie, zrobiłem jeszcze 3 treningi, gdy wyszedłem na 4 wróciłem po 2km, mocno utykając, ból był nie do zniesienia. Jest połowa lutego (ostatnie dwa tygodnie treningu, całkiem nie tak jak zakładałem) i co tu teraz zrobić? Zacząłem wertować internet pod względem ortopedy sportowego  i trafiłem na Prywatne Gabinety Ortopedyczno-Rehabilitacyjne dr Rafała Więcka. Następnego dnia dzwonię, żeby umówić się na wizytę. Pierwszy telefon - auućć aż za tydzień, próbuję dalej (gabinetów jest 3 i doktor przyjmuje w nich w różnie dni). Kolejny - coś lepiej chyba było 5 dni czekania, ale też długo (już wiedziałem i wliczałem że na pewno będzie dłuższa przerwa w bieganiu), ostatni gabinet - niestety też 5 dni, więc zostaje przy gabinecie nr 2. Nie pocieszony... ale co zrobić, ale los się do mnie uśmiechnął - za jakiś 15min dzwoni telefon, odbieram i słyszę, że ktoś zrezygnował dziś z wizyty, jest wolne miejsce - taka drobna rzecz, a jak bardzo mnie ucieszyła!

Na wizycie - krótki wywiad, bardzo rzeczowo i tematycznie, USG nogi i diagnoza - niestety zapalenie mięśnia piszczelowego (ang. SHIN SPLINTS). Dlaczego kontuzja? Odpowiedź prosta - przez dużą liczbę treningów, mocne obciążenie, włókna mięśnia znacznie się osłabiły i pojedyncze, pozrywały się, potem się znów zrosły i tak w kółko, aż zrobił się stan zapalny.
Dowiedziałem się też, że gdybym trafił z tym 2-3tyg wcześniej problemu by nie było, zrobilibyśmy dłuższa przerwę w bieganiu, ćwiczenia wzmacniające i były by wszystko tak jak trzeba, cóż mogę tylko 'podziękować' sobie (mogłem zrobić dłuższa przerwę) i poprzedniemu lekarzowi. Maraton zapasem, więc działania szybkie i zdecydowane - 10 rehabilitacji (pole magentyczne, masaż, krioterapia i jonoforeza).

I walka z czasem, po rehabilitacjach, sam już nie wiem, czy noga boli przez rehabilitacje (masaż i uczulenie które pojawiło się na prąd), czy po prostu dalej boli... wizyta kontrolna i na USG wszystko wygląda dobrze, struktura mięśnia jeszcze nie jest taka jak powinna, ale teraz tydzień ćwiczeń wzmacniających na siłowni i można wrócić powoli do biegania. Jak będzie boleć, przestać. Tydzień spędzony na siłowni i pierwsze bieganie. Bardzo powoli 4km, nie jest źle, 'czuje' bardzo delikatnie nogę, ale wydaje mi się, że to po masażach. Kolejne bieganie razem z BiegamBoLubię w Krakowie. Bardzo powoli, ale niestety po bieganiu czuje znajomy ból, eeehh. Umawiam się do jeszcze raz do lekarza, teoretycznie powinno być ok, ta struktura mięśnia jest inna niż w nodze prawej, ale nie widać nic niepokojącego, więc można trenować ale bardzo spokojnie. Dodatkowo lekarz wysyła mnie na rezonans  i zaoferował falę uderzeniową, boli ale daje podobno super efekty.

Warto spróbować wszystkiego, więc czas na falę - rzeczywiście pierwszy raz boli strasznie, ale da się wytrzymać. Po pierwszej fali, ból przenosi się z środkowej części nogi na dwie części - powyżej kostki i powyżej kolana. Dalej delikatne treningi i za tydzień kolejna fala w bolące miejsca, teraz już nie boli tak bardzo. Po drugiej fali zaczyna się nareszcie dobrze, biegać, czasu na 3 już nie ma, maraton za pasem. Ostatnia wizyta w środę przed wylotem do Paryża (w czwartek mamy samolot) i oglądnięcie wyniku rezonansu przez lekarza i  jest decyzja - 'Tak, może pan biec, tylko proszę nie szaleć'.


Pierwsza walka zakończona sukcesem! Bardzo dużo zdrowia mnie to kosztowało, nie mówię tutaj o leczeniu nogi, ale stresu związanego z tym czy pobiegnę, czy uda się wystartować w debiucie. Na pewno nie jestem zadowolony z ostatnich dwóch miesięcy przygotowań, nie tak miało to wyglądać, ale ważne żeby wystartować i ukończyć mój pierwszy maraton. Mam nadzieje, że dam rade ukończyć, po tak mizernie przepracowanych ostatnich dwóch miesiącach. Wiem, że nigdy się nie podaję, więc jak noga wytrzyma i inna kontuzja się nie pojawi to dobiegnę. Zupełnie przestałem przejmować się czasem, jaki uda mi się osiągnąć (wcześniej marzyłem o 3:45 i treningi pozwalały wierzyć, że się uda (start z Paryża mam ze strefy 4:00h)) - na poprawianie czasu przyjdzie kolej później, najważniejsze teraz jest żeby dobiec do celu!