Strony

niedziela, 28 października 2012

Frankfurt Marathon

Dałem rade!
Ukończyłem Frankfurt maraton z czasem - 3:46:09!
Drugi maraton i poprawiona życiówka o ponad 26 minut!




Relacja już wkrótce... dużo się działo - niesamowity finish na stadionie - czerwony dywan, przyciemnione światło, lasery, konfetti, czirliderki, flaga niespodzianka na 19km!
Zapamiętam ten maraton na całe życie!


niedziela, 21 października 2012

UEK

Czas na kolejny bieg treningowy, znów niestety zamiast wybiegania. Maraton już za tydzień, a okostna wcale nie chce dać za wygraną. Powoli zaczyna to podchodzić pod złamanie zmęczeniowe, ale jeszcze tydzień i potem obiecuję, że zrobię sobie porządną przerwę – planuję ok 3 tyg.

Bieg rozgrywany był na dwóch dystansach 3km i 8km – biegało się w kółko i mnie (wraz z Mateuszem) czekało 5 kółeczek. Nie myślę, że może to zastąpić ostatnie wybieganie przed maratonem, ale lepszy rydz niż nic. Pogada świetna, więc cała rodzinką jedziemy na Uniwersytet Ekonomiczny. Tam spotykamy się z Mateuszem i jego rodzinką - to już tradycja, że biegniemy razem. Rozgrzewka połączona z rodzinną zabawa - słoneczko pięknie świeci, więc cieszymy się tym czasem.

Dokładnie to już nie pamiętam, co ja robiłem... ale pozę mam dość dziwną.. ;)



Żony też miały swoje '5 minut', choć jakiś brzydki biegacz popsuł zdjęcie! ehh wszędzie ich pełno!



Planujemy najpierw wolny bieg – jak my to nazywamy ‘piąteczka‘ (5min/km), ale na starcie zaczynamy szybciej 4:18. Biegnie się bardzo dobrze. Pogoada świetna, co kółeczko widzimy żony z synami... i jak w takiej atmosferze zwolnić? Nie zwalniamy, trzymamy tempo w okolicach 4:20min/km.



Mateusz trzyma się mnie do 4 kółka, na ostatnim czuje dość dużą moc i przyspieszam, Mateusz trzyma wcześniejsze tempo, więc delikatnie mu odchodzę i mknę ostatnie kółko sam. Ostatni kilometr wychodzi 3:59.

Dawno mi się tak dobrze nie biegało... kończę z czasem 34:37, dobry prognostyk na maraton. 
Czas lepszy niż w Niepołomicach  i czuję, że rezerwy były jeszcze spore. Fakt faktem, ze pogoda też zupełnie inna.

I jeszcze małe wyjaśnienie - mina na mojej twarzy to... uśmiech, ponieważ oglądałem się za siebie z prawej strony, żeby nie dać się wyprzedzić już nikomu, a okazało się, że z lewej miałem sprintera - ale o tyle dobrze, że go nie widziałem, bo włączyłaby się chęć rywalizacji, a na tydzień przed maratonem mocny sprint nie jest wskazany.


Mateusz dobiega jakieś 30 sekund po mnie.



Bieg udany ze względu na pogodę i miło spędzony rodzinny czas, ale jakoś brakowało mi tej atmosfery 'biegania', tego 'święta'. Był bieg i po biegu... może to trasa - strasznie nie lubię biegać w kółko.

A po biegu szybki prysznic i jedziemy regenerować siły makaronami w Pizza Hut!
Węglowodany trzeba uzupełniać i kumulować na następną niedzielę.

Frankfucie jestem gotowy! Frankfurcie nadchodzę!

niedziela, 7 października 2012

Bieg Trzech Kopców

Kolejny bieg na którym nie mogło mnie zabraknąć, a dokładniej rzecz ujmując nas. Biegliśmy w 4-ech w tym biegu  - Mateusz, Marcin + jego kolega Radek z Hajime (http://www.hajime.com.pl).


Z założenia bieg miał być biegiem treningowym i tak go też potraktowałem - zakładane tempo to 5min/km. Niestety pogoda do kibicowania nie dopisała - żona z synem musiała przejść mały trening chodzenia po błocie.

Start biegu dość wolny, ponieważ była dość duża liczba biegaczy, wychodzi ok 6min/km – za wolno, trzeba przyspieszyć. Mieliśmy biec razem z Mateuszem i Marcinem, ale już na pierwszym kilometrze czekałem na nich ponad 20sekund i zadecydowałem, że biegnę sam. Miał być to trening zastępczy do wybiegania, ale że dużo krótszy, więc chciałem żeby był bardziej intensywny.
Nie mógł być też za szybki, ponieważ cały czas boli noga – piszczel + okostna.

Michał (http://fizjoterapia-kaczmarek.pl) świetnie już rozmasował, wynakłuwał i porobił wszystkie swoje cuda z piszczelem. zniknęły wszystkie zgrubienia, które zawsze tam były, sam nigdy ich dobrze nie byłem wstanie rozmasować, albo coś z nimi zrobić. Najbardziej w kość dawała okostna, która bolała niezbyt intensywnie, ale cały czas przeszkadzała po bieganiu i w trakcie. Jedyna rada to zrobić przerwę w bieganiu, ale jak tu zrobić przerwę, gdy maraton tak blisko i trenować trzeba. Starałam się na tyle ile to możliwe robić zamienne treningi – siłownia, basen.
Wracając do biegu biegło się świetnie, noga delikatnie dawała znać o sobie, ale nie tak, żeby bardzo utrudniać bieg. Z nieba lał się deszcz... dla biegaczy pogoda była bardzo przyjemna do biegania, ale jak pisałem dla kibiców niestety nie.

Na 7-8km spotkałem Piotra (znajomy z BiegamBoLubię), zamieniliśmy kilka słów, pogratulowałem mu świetnego debiutu w maratonie warszawskim (poniżej 4 godzin), zamieniliśmy słowo o naszym następnym maratonie we Frankfurcie i pobiegłem dalej. Jemu niestety odezwało się kolano, więc musiał zwolnić.

Kolejne kilometry miały bardzo przyjemnie, biegło mi się dobrze. Jedyny mankament to oznaczenia kilometrów na trasie, które w pewnym momencie różniły się o ok. 800m od stanu rzeczywistego. Przy krakowski ZOO oznakowanie kilometrów się wyrównało i końcówkę pobiegłem trochę szybciej, choć było delikatnie pod górkę - miałem duży zapas sił. Był to też dobry znak, dobrze rozłożyłem siły.

Na mecie medal, telefon do żony – byli już blisko. Czas zgodny z założeniem, średnie tempo wyszło 4:50, więc trochę szybciej niż zakładałem, ale w granicach błedu.



Wróciłem jakieś 200m przed metę, aby dopingować Mateusza i Marcina.
Potem wspólne zdjęcia, ciepła herbatka, posiłek i powrót, bo deszcz nas nie oszczędzał.
Cała rodzinka ubłocona, przemoczona - pojechała się suszyć do domu.

Podsumowując świetny bieg i tylko można żałować, ze pogoda nie dopisała – dla nas, gdzie zawody staramy się łączyć z miło spędzonym rodzinnym czasem, ładna pogoda do podstawa. Może za rok pogoda dopisze i po biegu zrobimy sobie mały piknik.


wtorek, 2 października 2012

2013 Virgin London Marathon - może za rok...

Niestety dostałem dziś maila, na którego długo oczekiwałem.... Wszystko się zgadza oprócz treści -

"We regret that we have to advise you that your application to run in the 2013 Virgin London Marathon has not been successful due to massive over-subscription."

Trudno, za rok spróbuje jeszcze raz. Alternatywa już jest i będę rozmyślał pomiędzy -
Maraton di Roma vs Marató de Barcelona


Narazie nie mam pojęcia, który wybrać, mam nadzieje że z czasem wyklaruje mi się odpowiednia opcja, ale to dopiero po maratonie w Frankfurcie. A mówiąc o maratonie, już pojawia się pierwszy 'stresik', przez chwile nawet przemknęła myśl, że szkoda iż nie wybrałem Warszawy, tyle znajomych osób biegło. No ale nic, czekam na swoją chwilę. I rozmyślam na jaki czas biec - próbować 3:30, czy trzymać się planu - 3:45. Druga opcja jest bardziej realna i myślę, że ona wygra, biorąc pod uwagę, że piszczele (jak przed poprzednim maratonem) dają niestety w kość. Michał Kaczmarek stawia mnie na nogi, więc myślę, że będzie dobrze.

Zegar tyka i już nie mogę się doczekać!