Strony

niedziela, 10 czerwca 2012

VIII Jurajski Półmaraton - Kraków / Rudawa

Kolejny półmaraton za mną, kolejna lekcja pokory, kolejna lekcja pełno wartościowej nauki o bieganiu, ale po kolei...

Piękna niedziele, ciepło, można nawet powiedzieć gorąco, ale da się normalnie oddychać nie jest naprawdę źle. Jako, że bieganie to nowa pasja, nigdy nie startowałem w Rudawie i nie miałem pojęcia czego mogę się tam spodziewać. Wiedziałem jedynie, że trasa jest ciężka, dużo podbiegów, zbiegów - dowiedziałem się o tym dopiero na tydzień przed biegiem, gdy już byłem do biegu zapisany, a stojąc po krakowskim InterRun-ie w kolejce po lody na Starowiślnej (dla nie wtajemniczonych, najlepsze lody w Krakowie, gdzie kolejka jest zawsze!). Ktoś zapyta - 'To nie sprawdziłeś profilu trasy?' oojj sprawdziłem, ale jakoś nie dokładnie, mapa wyskościowa pokazywała różnice od 229 do 332, mi zamiast tej 3 'pojawiła się' 2. Zdarza się w końcu człowiek zabiegany jest...

Planów tak czy tak nie zweryfikowałem, chciałem pobiec na 1:45, myślałem, że będzie to bieg spokojny i w moim zasięgu. Życie, trasa, mój optymizm trochę to zweryfikowały.

Na bieg pojechałem, mój team kibicujący miał akurat trochę inne plany na niedzielę. Dojazd szybko, parking zorganizowany na dużym polu, gdzie nie było problemu z zaparkowaniem - duży plus dla organizatorów. Odebrałem pakiet startowy - nowy kubeczek do kolekcji i kilka innych drobiazgów, ale przyznam, że pakiet zadowalający.

Nadszedł czas na rozgrzewkę, a po niej ustawiłem się na starcie, który delikatnie się opóźnił, ze względu na dużo liczbę startujących i przedłużające się wydawanie pakietów (bieg skończyło prawie 1600 biegaczy!).

Trochę było na starcie przepychanek na pierwszej linii i chwile trwało ustawienie zawodników, ale potem strzał i ruszyłem w drogę mojego drugiego oficjalnego półmaratonu. Biegło mi się naprawdę dobrze, aż do 17km... potem zaczęły się problemy. Ale zanim o tym napisze, najpierw wspomnę o super organizacji biegu, dużej liczbie wody na trasie, o strażakach polewających wodą, o tych niesamowitych kibicach na całej trasie, którzy dopingowali, polewali nas woda, zachęcali do większego wysiłku. Biegłem w koszulce z Paryża, a więc - 'żółta koszulka do czegoś zobowiązuje', 'żółta koszula musi być na przodzie'. Naprawdę pierwszy bieg jaki biegłem w Polsce z tak fantastycznymi kibicami! Nie wolno zapomnieć o krakowskich Mastersach, którzy zorganizowali bufet z wodą i mocno dopingowali. 



Wracając do 17km... miałem dość biegu, całkowicie opadłem z sił i tylko myślałem, jak długi będzie podbieg i jak stromy. Trasa była ciężka, a ja już wiedziałem, że zacząłem za szybko i szarpałem tempem. Powiem tylko, że garmin pokazał 4:20, 4:30 parę razy. Przeliczyłem się z siłami, na płaskiej trasie myślę, ze spokojnie bym nawet przyspieszył, ale nie tutaj. Dodatkowo czułem odciska na małym palcu (po biegu okazał się ogromny), a jak to możliwe, że się pojawił, do tej pory nie wiem.
W butach przebiegłem maraton i naprawdę wybiegałem dużo treningów i nigdy nic, najmniejszego odcisku.

Dwa razy poderawali mnie do biegu inni biegacze, z jednym przebiegłem 17km potem mi uciekł na zbiegu, nie pamiętam numer ale dziekuje za pomoc.

Największe podziekowania dla Marka Cepila z klubu Pędziwiatr Gliwice, on mnie dosłownie dociągnął na ostatnim kilometrze do mety, który przebiegłem z nim w tempie 4:43. Nie mam pojęcia jak dałem radę, zresztą widać moją minę na zdjęciu poniżej. Po biegu ucieliśmy sobie bardzo miłą pogawędkę i mam nadzieje, że kiedyś uda się jeszcze spotkać i .. pobiegać i pogadać! 




Na metę wbiegłem z czasem 1:46:42, miało być 2 min szybciej, ale biorąc pod uwagę specyfikę trasy jest dobrze. I poprawiłem życiówkę o 5min!

Po tym jak zapomniałem/nie dałem rady podnieść rąk do góry po moim pierwszym maratonie, teraz na mecie zawsze je podnoszę, każdy bieg to jakieś wyzwanie, a meta to znak, że dałem radę!


Trzeba też przyznać, że medal w formie koniczynki bardzo ładny.



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz