Piękna niedziele, ciepło, można nawet powiedzieć gorąco, ale da się normalnie oddychać nie jest naprawdę źle. Jako, że bieganie to nowa pasja, nigdy nie startowałem w Rudawie i nie miałem pojęcia czego mogę się tam spodziewać. Wiedziałem jedynie, że trasa jest ciężka, dużo podbiegów, zbiegów - dowiedziałem się o tym dopiero na tydzień przed biegiem, gdy już byłem do biegu zapisany, a stojąc po krakowskim InterRun-ie w kolejce po lody na Starowiślnej (dla nie wtajemniczonych, najlepsze lody w Krakowie, gdzie kolejka jest zawsze!). Ktoś zapyta - 'To nie sprawdziłeś profilu trasy?' oojj sprawdziłem, ale jakoś nie dokładnie, mapa wyskościowa pokazywała różnice od 229 do 332, mi zamiast tej 3 'pojawiła się' 2. Zdarza się w końcu człowiek zabiegany jest...
Na bieg pojechałem, mój team kibicujący miał akurat trochę inne plany na niedzielę. Dojazd szybko, parking zorganizowany na dużym polu, gdzie nie było problemu z zaparkowaniem - duży plus dla organizatorów. Odebrałem pakiet startowy - nowy kubeczek do kolekcji i kilka innych drobiazgów, ale przyznam, że pakiet zadowalający.
Nadszedł czas na rozgrzewkę, a po niej ustawiłem się na starcie, który delikatnie się opóźnił, ze względu na dużo liczbę startujących i przedłużające się wydawanie pakietów (bieg skończyło prawie 1600 biegaczy!).
Trochę było na starcie przepychanek na pierwszej linii i chwile trwało ustawienie zawodników, ale potem strzał i ruszyłem w drogę mojego drugiego oficjalnego półmaratonu. Biegło mi się naprawdę dobrze, aż do 17km... potem zaczęły się problemy. Ale zanim o tym napisze, najpierw wspomnę o super organizacji biegu, dużej liczbie wody na trasie, o strażakach polewających wodą, o tych niesamowitych kibicach na całej trasie, którzy dopingowali, polewali nas woda, zachęcali do większego wysiłku. Biegłem w koszulce z Paryża, a więc - 'żółta koszulka do czegoś zobowiązuje', 'żółta koszula musi być na przodzie'. Naprawdę pierwszy bieg jaki biegłem w Polsce z tak fantastycznymi kibicami! Nie wolno zapomnieć o krakowskich Mastersach, którzy zorganizowali bufet z wodą i mocno dopingowali.
W butach przebiegłem maraton i naprawdę wybiegałem dużo treningów i nigdy nic, najmniejszego odcisku.
Dwa razy poderawali mnie do biegu inni biegacze, z jednym przebiegłem 17km potem mi uciekł na zbiegu, nie pamiętam numer ale dziekuje za pomoc.
Największe podziekowania dla Marka Cepila z klubu Pędziwiatr Gliwice, on mnie dosłownie dociągnął na ostatnim kilometrze do mety, który przebiegłem z nim w tempie 4:43. Nie mam pojęcia jak dałem radę, zresztą widać moją minę na zdjęciu poniżej. Po biegu ucieliśmy sobie bardzo miłą pogawędkę i mam nadzieje, że kiedyś uda się jeszcze spotkać i .. pobiegać i pogadać!
Na metę wbiegłem z czasem 1:46:42, miało być 2 min szybciej, ale biorąc pod uwagę specyfikę trasy jest dobrze. I poprawiłem życiówkę o 5min!
Po tym jak zapomniałem/nie dałem rady podnieść rąk do góry po moim pierwszym maratonie, teraz na mecie zawsze je podnoszę, każdy bieg to jakieś wyzwanie, a meta to znak, że dałem radę!
Trzeba też przyznać, że medal w formie koniczynki bardzo ładny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz