Strony

niedziela, 20 maja 2012

VII Bieg Kraków Skotniki Z OKAZJI 92. URODZIN BŁOGOSŁAWIONEGO PAPIEŻA JANA PAWŁA II

Kolejny bieg za mną i pierwszy bieg za moim synem! Bieg z serii tych nie planowanych - przeglądając forum bieganie.pl w czwartek natrafiłem na informacje o tym biegu zupełnie przypadkowo. Odwiedziłem stronę biegu, poczytałem, dość ciekawie to wyglądało, przeczytałem opinie o biegu z lat poprzednich, wszyscy bardzo chwalili, miał też być bieg dla dzieci (przedszkolaków) i ten fakt całkowicie przeważył - biegniemy. W czwartek zapytałem syna, czy ma ochotę pobiegnąć (w końcu to ma być jego decyzja, nic na siłę). Ochota była, ale też pierwsze obawy - 'a jak nie dobiegnę? a jak będę ostatni?', porozmawiałem z nim wyjaśniłem, że nie biegniemy po to, żeby wygrywać, że tata pewnie też nigdy nie wygra, że liczy się udział, że sam sobie jesteś w stanie pokazać, że dasz rade. Nie wiem ile do syna dotarło z moich wywodów (ma 6 lat), ale argumenty, że dostanie swój pierwszy medal i że dla taty zawsze będzie mistrzem, nawet jak przybiegnie ostatni - przekonały go.

W piątek opłaciłem swój start w biegu głównym na 13km i wydrukowałem potwierdzenie przelewu. Gdy robię opłaty tak późno zawsze biorę ze sobą potwierdzenie przelewu, jak się potem okazało, słusznie bo listy z przelewami były drukowane w czwartek.

W dzień biegu z małymi perypetiami, ale wreszcie udało się dotrzeć na miejsce na 20min przed rozpoczęciem biegów dla dzieci, które zaczynały się o godzinie 13:00. Stajemy w kolejce, aby zapisać syna do biegu 100m w kategorii wiekowej 3-6lat i nadeszła pierwsza chwila zwątpienia - 'Tato, nie chce. Nie biegnę!' Było mnóstwo ludzi, ogólnie duże zamieszanie i chyba się to udzieliło, próbowałem przekonywać, ale dopiero żona wpadła na pomysł i zabrała Kubę na płytę stadionu, gdzie miały odbyć się biegi dla dzieci. A tata został w kolejce, bo 'też musi się zapisać' (ojj rodzice czasem naginają prawdę), ale wierzyłem, że syn się przekona. Gdy wracali z płyty synu już biegł z wesoła miną i widać było że wszystkie obawy zniknęły - 'Chce biegnąć!'. Kolejka poszła szybko i sprawnie, syn zapisany, dostał numer startowy, dyplom i bloczek na lody po biegu. Zapieliśmy numer startowy, którego zresztą nie wolno było ściągnąć aż do powrotu do domu około godziny 18 i oczekiwaliśmy na start.



Po biegu dla dzieci do lat 3, była nasza kolej. Było widać małe zdenerwowanie na twarzy syna i pełne skupienie. Dzieci było dużo i było bardzo ciasno na starcie, synek został przepchnięty gdzieś prawie na sam koniec stawki. Ogólnie zdziwiło mnie podejście rodziców (zresztą organizatorów też, bo nie mogli nam nimi zapanować przez dłuższą chwilę), którzy wywierali straszną presje na dzieciakach, wchodziło na linie startu i 'wyciągali' swoje dzieci do pierwszego rzędu, żeby miało lepszy start. Oczywiście nie wszyscy tak się zachowywali, osobiście też stałem z boku i jakoś mi nie przeszkadzało, że synu został gdzieś tam zepchnięty dalej, przecież nie chodzi o zwycięstwo, a o świetna zabawę. Rodzice biegacze pamiętajmy o tym!
Ale wracając do biegu, strzał pistoletu startowego i poszli, nie mogłem zlokalizować syna w tym małym tłumku biegaczy, więc pobiegłem na metę, gdzie też czekała żona. I widzę syna z medalem i pełnym uśmiechem! I pierwsze wrażenia - 'ale była kraksa!', jak się później okazało była mała wywrotka kilku małych biegaczy, w której brał udział syn, ale szybko się pozbierał i dobiegł do mety! Nawet ta wywrotka w żadnej sposób nie zakłóciła jego radości z tego biegu - był prze-szczęśliwy. Jak usłyszałem o wywrotce bałem się, że się zrazi... bo to w końcu dziecko, ale ta wywrotka dodała dodatkowych pozytywnych emocji w tym biegu.


Po biegu syna odebraliśmy zasłużone lody, a następnie mój numer startowy i udaliśmy się na 14:00 na Mszę Świętą z okazji 100-lecia Parafii Matki Bożej Różańcowej i 92 urodzin Ojca Świętego Jana Pawła 2, która była specjalnie odprawiana dla biegaczy, a kościół był bardzo blisko stadionu.

Potem nadszedł czas na bieg główny, który zaplanowany był na godzinę 16:00. Przebrałem się i zacząłem robić rozgrzewkę, temperatura była nie biegowa ok 30
°C i mocno grzało. Przy okazji rozgrzewki porozmawiałem z innymi biegaczami o trasie, dowiedziałem się że jest kilka podbiegów.
Po własnej rozgrzewce dołączyłem jeszcze na chwilę do grupowej rozgrzewki grupowej zorganizowanej przez organizatorów i spokojnie wszyscy poszliśmy na start. Stałem jakoś w połowie stawki, plan miałem, żeby pobiec ok 5min/km.

Zacząłem zgodnie z założeniem pierwszy kilometr 4:57, na drugim zaczął się zbieg dość duży i bez większego przyspieszania wyszło 4:28. Czasy kolejnych kilometrów bardzo się różniły, bo cały bieg to był podbieg i zbieg, w sumie te podbiegi wcale nie były małe, a słońce mocno grzało. Chyba jakieś 1.5km z całej trasy było laskiem, gdzie drzewa dawały przyjemny cień - od razu się lepiej biegło. Na półmetku (6.5km - zawrót wokół studni w Opactwie Benedyktynów w Tyńcu) jeszcze trzymałem się planu z czasem 0:32:28, druga część poszła trochę gorzej, bo ukończyłem bieg z czasem 01:09:27 netto. Czas wyszedł 5:08min/km, więc prawie plan wykonany, a myślę że nawet lepiej niż się spodziewałem - nie wziąłem pod uwagę tych podbiegów i zbiegów.




Bardzo dał mi się we znaki ostatni podbieg, strasznie długi i strasznie stromy (i końca nie było widać..), słońce nie pomagało niestety. Jedyny plus, że się trochę opaliłem.
Meta była na stadionie, gdzie przebiegało się około 300m. Na początku biegu, mówiłem sobie, że za gorąco na mocny finish, że będę biegł spokojnie. Nie udało się, jak widzę metę zawsze dostaje dodatkowych sił i zaczyna się sprint. Biegacz, którego chciałem dogonić nie odpuścił i wpadliśmy na metę z duża prędkością! Lubie takie końcówki i tyle, podziękowania dla tego biegacza!

Na mecie medal na szyję i woda, której organizatorzy przygotowali pod dostatkiem.



Później jeszcze skorzystałem z masażu...

Zjedliśmy posiłek, mieliśmy jeden bloczek i starą tradycja posiłek miał być podzielony na mnie i team kibicujący. W kolejce jednak jeden z panów przed nami zrezygnował i oddał nam swój bloczek, mówiąc Was jest dwoje to się Wam przyda. Później na sali, jedna pani z organizatorów podeszła i dała nam kolejny bloczek dla syna (jednak grochówka to nie to co syn lubi najbardziej). Pisze o tym żeby zwrócić uwagę, że cała atmosfera biegu była bardzo miła i sympatyczna. Organizacja była dopięta na ostatni guzik, bardzo fajna impreza. 

Myślę, że za rok znów odwiedzimy Skotniki!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz