Strony

piątek, 23 listopada 2012

X Wielicki Bieg Niepodległości

... czyli 5 min mojej 'wielkiej sławy', z przymrożeniem oka....

Drugi tydzień roztrenowania (obiecałem sobie 3), a tu 11 listopad, tyle pięknych biegów jest organizowanych, no ale słowo się rzekło - nie wolno i tyle, organizm musi się zregenerować, żeby w następny roku był jeszcze silniejszy. Ale jest małe ale...

Ale w sobotę wieczorem na forum BiegamBoLubię Kraków pojawiła się informacja o biegu w Wieliczce, hmmm... czyli mieście, w którym mieszkam. Tu się jakieś biegi organizuje, a ja nic o tym nie wiem? Poszukałem trochę po internecie i rzeczywiście, jest taki bieg - X Wielicki Bieg Niepodległości (hmmm i to już 10 edycja!). Dystans ok 1km z metą oddaloną o około 300metrów od mojego mieszkania. Żal trochę, żeby nie wziąć udziału skoro tak blisko... trasa, którą codziennie pokonuje do biura na nogach - w sumie nawet krótsza. 1km raczej wielkiej różnicy dla roztrenowania nie zrobi, a może zrobi, no ale skoro tak blisko, skoro jedyny bieg jaki jest w moim małym mieście, a ja przecież biegacz jestem, to ja przecież biegam po tym mieście, po parku - no nie, trzeba wystartować!

W niedziele po powrocie z lekcji tenisa z synem, ubrałem się i na 30min przed godzina rozpoczęcia biegu potruchtałem na start i do biura zawodów, żeby się zapisać. Bieg bez opłaty wstępnej i bez pomiaru czasu. W połowie trasy spotkałem bardzo miłego starszego pana, który krzyknął, że bieg jest w druga stronę, odkrzyknąłem - 'zaraz będę tędy wracał'. Niby mało ważny aspekt, ale potem okazało się, że miałem jeszcze raz przyjemność porozmawiać z tym panem. Na starcie liczna grupka biegaczy.. i młodych i starszych. Bieg na takim dystansie przeznaczony jest dla sprinterów, czyli chyba nie bardzo dla mnie. Ale co tam... postanowiłem, że dam z siebie wszystko i zobaczymy.

Wystartowaliśmy, dwóch młodych chłopaków wyskoczyło jak z torpedy, okazało się że też wyskoczyłem na 3 pozycji. I od razy pomyślałem, że szybko to się zmieni. Po ok 400metrów okazuje się że dalej jestem 3 ejjj... co jest, oglądam się i czekam, pewnie zaraz z 2-3 osoby mnie wyprzedzą ale okazuje się, że to ja zaczynam wyprzedać biegacza przed mną. Dziwne trochę ale... no dobra - zostaje tylko jeden, który na jakieś 300-400m przed metą strasznie osłabł, ja biegnę cały czas swoje i pierwszy kilometr (w sumie ostatni) wychodzi 3:20.

Fajne uczucie, gdy się biegnie, a przed sobą masz tylko samochód pilot - w tym przypadku samochód straży miejskiej. Długo się za nimi nie nabiegłem, bo została ostania prosta 200m. Trochę szybciej 3:10 już tak na wszelki wypadek, żeby mnie nikt nie wyprzedził. Nikt mnie nie atakuje, więc przecinam linię mety.



Choć bieg z serii 'biegów bardzo lokalnych' to bardzo fajne uczucie przecinać wstęgę i to jeszcze w kolorach narodowych. Jak to się mówi pewnie pierwszy i ostatni raz! Szkoda tylko, że bieg pod patronatem burmistrza Wieliczki, a żadnej pamiątki z tego wygranego biegu nie mam. Od taki sentymentalny kawałek metalu (medale były dla każdego, to fakt), na który można spojrzeć za X lat i przypomnieć sobie, że udało mi się ten bieg wygrać.

Ale miało być 5min sławy, a nie 5 sekund na mecie.... i było! Podchodzi do mnie ten straszy pan, którego spotkałem w drodze na bieg w towarzystwie pani z lokalnej gazety "Głos Wielicki". Pani robi mi zdjęcie, chwile rozmawiamy, czego efektem jest zamieszony poniżej artykuł, więc jednak jakaś pamiątka na lata pozostanie.


Tekst o tym, że zwycięstwo w tym biegu było dla mnie wielkim sukcesem, trochę naciągany i nic takiego nie mówiłem, no ale w gazecie jestem, kłócił się nie będę.

Mam nadzieje, że te wielki sukcesy dopiero przed mną. Przygotowania już do nich zacząłem, a jakie to plany napisze następnym razem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz